poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Refleksyjnie

Wszystko przez tą pogodę. Dosyć, że leje to jeszcze pada ;/

Taka aura zmusza do rozmyślań. 
Rozmyślań, na które na całe szczęście mam stosunkowo mało czasu dzięki Marysi. 
No ale dziś mnie dopadło.

Co w życiu jestem w stanie osiągnąć? Co faktycznie osiągnę?
Czy Bóg istnieje? Jesteśmy efektem jego dzieła czy może darwinowskiej ewolucji?...

Co dziwne, nie dopadają mnie pytania typu: czy dobrze wychowam Marysię... Tzn. akurat dzisiaj nie dopadają :)

Nie wiem... jakiś taki smutek mnie ogarnia...

Chyba za dużo się wiadomości naoglądałam. Są dni, kiedy w tv oglądamy  prawie non stop bajki, albo kanały muzyczne (w tym polo tv, które usypia moją córeczkę w 10 min.! Nie wiem o co chodzi, ale jak Marysia jest marudna i nie chce mi usnąć to włączam polo tv, a tam pokaż majtki, pokaż biust, pokręć tyłkiem i tym podobne teksty i dziecko mi zasypia :)) wtedy mam w miarę dobry humor. Kiedy natomiast oglądam wszystkie programy informacyjne po kolei, nasłucham się o kolejnych wypadkach i tragediach, albo posłucham znowu Jarka prezesa bądź innego polityka to jakoś tak życie ze mnie uchodzi...

No i tak zostaję z tymi egzystencjalnymi pytaniami, na które najprawdopodobniej nigdy nie poznam odpowiedzi. 

Na szczęście jest Marysia, która właśnie się obudziła, a taka jest słodka po przebudzeniu :) i uśmiecha się... i ten jej uśmiech jest najważniejszy :)


wtorek, 8 kwietnia 2014

Stuknęło nam 5 miesięcy!!!

"No to mamy 11 tydzień...
Czasami pochłonięta sprawami zwykłego dnia zapominam o tym, że jestem w ciąży.
Kiedy sobie przypominam to nie mogę w to uwierzyć!...

Na ostatniej wizycie u ginekologa (tydzień temu) lekarz powiedział: "A chodź, połóż się, zrobimy usg, takie niezbyt dobrej jakości, ale zobaczymy jak tam ciąża, czy żyje".
Ja podekscytowana położyłam się i wpatrywałam w stary monitorek i naprawdę zobaczyłam maleńkiego człowieczka w pozycji embrionalnej, a po chwili maleństwo zaczęło wymachiwać rączkami i nóżkami, wierzgało się niesamowicie.
Lekarz powiedział: "No ciąża żyje, czyli wszystko w porządku".
Matko jakie to było wspaniałe uczucie. Przez cały dzień myślałam tylko o tym i nie mogłam się nacieszyć z małego wierzgającego się łobuzka  :)
Nie wiedziałam, że poczuję coś podobnego...

Zaczęłam się zastanawiać czy to mały łobuz czy łobuziara... :)"



To mój post z 30 kwietnia ubiegłego roku.  Dziś moja jednak łobuziara kończy 5 miesięcy! 
Matko, kiedy to minęło?! Dopiero co wpatrywałam się w czarny stary monitorek na którym widziałam tak malutkie i takie niewiarygodne życie...

Pamiętam, że wtedy po raz pierwszy poczułam się mamą. 
Potem Marysia rosła i rosła dając mi odczuć swoją siłę :)

A potem ten cholerny lęk przed porodem i decyzja, że jednak naturalnie nie...

Jej pierwszy krzyk, moje łzy szczęścia. Pierwsze karmienie, przewijanie. To była dla mnie taka nowość. Czułam się durna i uważałam, że wszystko prawdopodobnie robię źle. 

Potem Jej pierwsze świadome uśmiechy. Jej "gadanie". 

Jak bardzo można uwielbiać swoje dziecko? 
Kocham ją i uwielbiam. Zachwycam się nią każdego dnia. Ja i mój mąż. Zwariowaliśmy na jej punkcie.

A teraz ma już 5 miesięcy :) Moja Kruszynka, moja Gwiazdeczka. 
Jest już taka duża. Ciągle po swojemu próbuje się komunikować, wyrażać oznaki zadowolenia oraz złości.
Śmieje się oszałamiająco. Umie już sama przekręcić się z brzuszka na plecy, a wczoraj po raz pierwszy przekręciła się z pleców na brzuszek wpędzając mnie w taką dumę jakby skończyła studia z wyróżnieniem :) 

Kochamy ją nad życie. 

Rozbraja, kiedy otwiera oczy i od razu posyła ten swój piękny uśmieszek w naszą stronę.Rozbawia nas do łez. Podobno bardzo rozśmiesza ją moje chrapanie ;/ (Od soboty jestem trochę przeziębiona, mam katar i boli mnie gardło. Kiedy się zdrzemnęłam z zatkanym nosem wydawałam różne dźwięki, a Marysia miała z tego powodu podobno niezłą polewkę)  :)

Już pisałam, że oszalałam z miłości do mojej córci, ale to szaleństwo trwa nadal. 
Wczoraj wpadł mi w oko taki demotywator, na którym był dzidziuś i podpis: "Szczęścia nie można kupić. Ale można je sobie urodzić."

To szczera prawda. Urodziłam sobie szczęście, którego tak pragnęłam, którego tak szukałam.

 

i uśmieszek dla blogowych Cioć :*


czwartek, 3 kwietnia 2014

Taki żarcik :)

Ten wpis z 1 kwietnia, że Marysia (moja pięciomiesięczna córeczka) mówi do mnie "mamo" to był żarcik :)

Nie byłabym sobą, gdybym nie wykorzystała bloga na Prima Aprilis :D

Pozdrawiam wszystkie wkręcone :* 

I Ciebie Paulinko, Ty za dobrze mnie znasz ;*

wtorek, 1 kwietnia 2014

Moje dziecko mówi "mamo"!!!!!!!!!!!!

Marysia woła mnie jak coś chce "mamo! mamo!" !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Jak to możliwe, żeby niespełna pięciomiesięczne dziecko tak mówiło!!!???