Usłyszałam wczoraj od teściowej słowa: "A Ty myślisz, że po porodzie to będziesz miała czas tak na komputerze siedzieć?"... I w ogóle doszła do wniosku, że komputer to mogę odłączyć i schować na strych.
Rozumiem, że dziecko będzie pochłaniało większość mojego czasu i uwagi, ale żeby 100%?
To znaczy, że nie będę mogła siąść przy kompie 15 minut, żeby sprawdzić wiadomości czy napisać post na bloga?
To znaczy, że do łazienki też nie będę mogła pójść? Będę razem z dzieckiem chodzić w pampersie?
Przecież będę musiała się choćby wykąpać, co też nie zajmuje 2 minut przecież!
Jakiś się bunt wczoraj we mnie odezwał. Przecież po pracy będzie też tatuś w domu, który wraca około 14. Przecież do cholery obiecał się zaangażować!
Rozumiem, że nie będzie karmił piersią, ale inne czynności wykonywać może.
Pobuntowałam się, zdenerwowałam, a potem pomyślałam: "Nieźle. Jeszcze Marysi nawet na świecie nie ma, a ja już noszę znamiona wyrodnej matki?"...
Ale czyżby na pewno? Czy to się może zdrowy rozsądek we mnie odzywa, że przecież nie mogę popaść w paranoję i do dziecka nikogo innego nie dopuszczać i tylko sama zajmować się dzieckiem 24 h na dobę...?
sobota, 31 sierpnia 2013
czwartek, 29 sierpnia 2013
"Wysyp" kobiet w ciąży, czyżby skutki długiej zimy? ;)
Może zawsze po ulicach chodziło tyle samo kobiet w ciąży, a ja nie zwracałam na nie szczególnej uwagi, ale teraz kiedy i ja jestem w błogosławionym stanie to spotykam je prawie codziennie.
Dziś jechaliśmy do lasu na krótki spacer z mężusiem i na jednym rogu kobieta w ciąży i oczywiście moja reakcja: "Przyjrzyj się szybko, która ma większy?" :)
Nie minęła minuta idzie następna, ja znów porównuję brzuchy, a mężuś: "Faktycznie długa zima była w tym roku" :)
Szkoda, że między ciężarnymi nie ma czegoś takiego, że każda każdej na starcie mogłaby zapytać się w którym jest tygodniu...
Chyba każda sobie porównuje brzuchy, więc krótka rozmowa:
- Cześć, który tydzień?
- 28, a ty?
- 30.
- Aha, to narazie.
- narazie.
:)
Nie byłoby fajnie?
Ja nie miałabym nic przeciwko takim krótkim i rzeczowym konwersacjom :)
Dziś jechaliśmy do lasu na krótki spacer z mężusiem i na jednym rogu kobieta w ciąży i oczywiście moja reakcja: "Przyjrzyj się szybko, która ma większy?" :)
Nie minęła minuta idzie następna, ja znów porównuję brzuchy, a mężuś: "Faktycznie długa zima była w tym roku" :)
Szkoda, że między ciężarnymi nie ma czegoś takiego, że każda każdej na starcie mogłaby zapytać się w którym jest tygodniu...
Chyba każda sobie porównuje brzuchy, więc krótka rozmowa:
- Cześć, który tydzień?
- 28, a ty?
- 30.
- Aha, to narazie.
- narazie.
:)
Nie byłoby fajnie?
Ja nie miałabym nic przeciwko takim krótkim i rzeczowym konwersacjom :)
środa, 28 sierpnia 2013
Sny ciężarnej
Miałam sen...
Jak wiadomo sny to ukryte pragnienia bądź lęki. Nie ukrywam, że lękam się prawie wszystkiego co związane z porodem i macierzyństwem. Wiele rozmyślam, analizuję.
Wszystko to odbija się w nocy. Prawie każdej nocy śni mi się coś co związane jest z porodem bądź moim dzieckiem.
Zresztą widzę, że i mężowi się udziela, bo jemu też się śnią dzieci... Ostatnio opowiadał mi, że śniło mu się, że mieliśmy już dziecko, ale nie nadążał zmieniać pieluch i wycierać wymiocin ;) Jak przewinął pieluszkę z kupką, to było już całe zarzygane. Jak wytarł to znowu kupa i tak w kółko. Mówił, że nie mógł ogarnąć ;)
A mi dziś się śniło, że urodziłam córeczkę (czyli planowo). Trzymałam ją na rękach i stwierdziłam, że imię Marysia do niej nie pasuje i szybko podjęłam decyzję, że będzie miała na imię (drugie na liście) Dagmara.
No i teraz się znów nad tą Marysią zastanawiam...
wtorek, 27 sierpnia 2013
Test obciążenia glukozą i 28 lub 30 tydzień...
Chociaż z USG termin porodu również wypada na połowę listopada, a dokładnie 16 to i tak będę brała pod uwagę to, że mogę być w 30 tygodniu ciąży.
Próba glukozowa za mną. Robiłam sobie w niedzielę.
Myślałam, że pójdzie mi gładko, bom pożeracz słodyczy i wszelkiego słodkiego. Myślałam, że nie zrobi więc na mnie przesłodzony roztwór większego znaczenia. Jednak po wskazanym czasie, kiedy mogłam już jeść, zrobiłam sobie kanapki i po jakiejś pół godzince miałam "cofkę z żołądka"... :( Wymęczyło mnie trochę...
Wyniki poziomu cukru we krwi:
1. na czczo: 85
2. po wypiciu 75 g glukozy, po 1 godzinie: 157
3. po 2 godzinach: 139
Normy, jakie znalazłam w internecie to:
1. do 105
2. do 180
3. do 140
Po dwóch godzinach ledwo ledwo zmieściłam się w normie.
Nie wiem czy to może mieć znaczenie, ale w sobotę po 21 wciągnęłam dużego batona marsa...
No ale w normie się mieszczę. Nie będę się tym martwić narazie i panikować. Zobaczymy co powie na to gin.
Ruchy Marysi już nie takie gwałtowne i już nie podskakuje mi brzuch tak jak to było jeszcze zaledwie tydzień temu... Mam nadzieję, że wszystko w porządku, a zmniejszenie intensywności ruchów są efektem zmniejszającego się miejsca dla Małej w mojej macicy.
Próba glukozowa za mną. Robiłam sobie w niedzielę.
Myślałam, że pójdzie mi gładko, bom pożeracz słodyczy i wszelkiego słodkiego. Myślałam, że nie zrobi więc na mnie przesłodzony roztwór większego znaczenia. Jednak po wskazanym czasie, kiedy mogłam już jeść, zrobiłam sobie kanapki i po jakiejś pół godzince miałam "cofkę z żołądka"... :( Wymęczyło mnie trochę...
Wyniki poziomu cukru we krwi:
1. na czczo: 85
2. po wypiciu 75 g glukozy, po 1 godzinie: 157
3. po 2 godzinach: 139
Normy, jakie znalazłam w internecie to:
1. do 105
2. do 180
3. do 140
Po dwóch godzinach ledwo ledwo zmieściłam się w normie.
Nie wiem czy to może mieć znaczenie, ale w sobotę po 21 wciągnęłam dużego batona marsa...
No ale w normie się mieszczę. Nie będę się tym martwić narazie i panikować. Zobaczymy co powie na to gin.
Ruchy Marysi już nie takie gwałtowne i już nie podskakuje mi brzuch tak jak to było jeszcze zaledwie tydzień temu... Mam nadzieję, że wszystko w porządku, a zmniejszenie intensywności ruchów są efektem zmniejszającego się miejsca dla Małej w mojej macicy.
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
Trzeba jakoś to wszystko przeżyć...
Rozterek na temat wyliczenia terminu porodu ciąg dalszy...
Ale nie będę się użalać.
Po prostu będę liczyć jako 28 albo 30 tydzień ciąży. Informacje też o tych dwóch terminach będę zbierać naraz i już. No jakoś to musi być przecież...
niedziela, 25 sierpnia 2013
Źle obliczony termin porodu
Martwi mnie pewna rzecz...
Niektóre koleżanki, które zwracały uwagę na mój duży brzuch rzuciły z lekka: "A może oni ci ten termin źle wyliczyli?".
Zaczęłam się zastanawiać nad tym, analizować i w sumie coś mi się tu nie zgadza.
Nie wiem czy będę umiała przedstawić jasno moje wątpliwości, ale postaram się.
Kiedy liczy się tygodnie ciąży to bierze się termin od zapłodnienia i dodaje dwa tygodnie. Dobrze rozumiem? Jeśli źle to bardzo proszę o sprostowanie.
Więc tak, jeśli ja teraz jestem w 28 tygodniu ciąży to to znaczy, że jestem w 26 od dnia zapłodnienia.
Tylko, że ja wiem, że owulacji mieć nie mogłam 26 tygodni temu, ponieważ robiłam sobie testy owulacyjne, (o których pisałam w lutym na samym początku założenia tego bloga) i one pokazywały "brak owulacji".
A one z kolei tak pokazywały, bo kiedy je robiłam to byłam nie tylko już po owulacji, ale także po zapłodnieniu!
Aby mogło dojść do zapłodnienia wcześniej to owulacja musiała być zaraz po zakończeniu miesiączki no i oczywiście zbliżenie też. Zbliżenie było na pewno (walentynki ;P), więc widocznie trafiliśmy w owulację, a ja o tym nie wiedziałam, bo testy owulacyjne stosowałam dopiero po 10 czy 11 dniach od pierwszego dnia miesiączki (czyli 8 lutego).
Dlatego byłam tak zdziwiona tą ciążą!
Ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że jeśli dobrze kminię, to doszło do zapłodnienia nie 26 tyg. temu tylko 28 tyg. temu, czyli jeśli dodamy do tego 2 tygodnie to ja jestem nie w 28 tyg ciąży tylko 30!
A to wtedy oznacza, że powinnam urodzić nie w połowie listopada tylko na samiutkim początku!
A to oznacza, że jak faktycznie przenoszę ciążę to i tak każdy będzie myslał, że jest ok!
A jak urodzę na początku listopada to zdefiniują poród jako przedwczesny!
Czyli to wszystko oznacza, że ja już nic nie wiem :(
Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, po prostu głupia jestem tym temacie... :(
Niektóre koleżanki, które zwracały uwagę na mój duży brzuch rzuciły z lekka: "A może oni ci ten termin źle wyliczyli?".
Zaczęłam się zastanawiać nad tym, analizować i w sumie coś mi się tu nie zgadza.
Nie wiem czy będę umiała przedstawić jasno moje wątpliwości, ale postaram się.
Kiedy liczy się tygodnie ciąży to bierze się termin od zapłodnienia i dodaje dwa tygodnie. Dobrze rozumiem? Jeśli źle to bardzo proszę o sprostowanie.
Więc tak, jeśli ja teraz jestem w 28 tygodniu ciąży to to znaczy, że jestem w 26 od dnia zapłodnienia.
Tylko, że ja wiem, że owulacji mieć nie mogłam 26 tygodni temu, ponieważ robiłam sobie testy owulacyjne, (o których pisałam w lutym na samym początku założenia tego bloga) i one pokazywały "brak owulacji".
A one z kolei tak pokazywały, bo kiedy je robiłam to byłam nie tylko już po owulacji, ale także po zapłodnieniu!
Aby mogło dojść do zapłodnienia wcześniej to owulacja musiała być zaraz po zakończeniu miesiączki no i oczywiście zbliżenie też. Zbliżenie było na pewno (walentynki ;P), więc widocznie trafiliśmy w owulację, a ja o tym nie wiedziałam, bo testy owulacyjne stosowałam dopiero po 10 czy 11 dniach od pierwszego dnia miesiączki (czyli 8 lutego).
Dlatego byłam tak zdziwiona tą ciążą!
Ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że jeśli dobrze kminię, to doszło do zapłodnienia nie 26 tyg. temu tylko 28 tyg. temu, czyli jeśli dodamy do tego 2 tygodnie to ja jestem nie w 28 tyg ciąży tylko 30!
A to wtedy oznacza, że powinnam urodzić nie w połowie listopada tylko na samiutkim początku!
A to oznacza, że jak faktycznie przenoszę ciążę to i tak każdy będzie myslał, że jest ok!
A jak urodzę na początku listopada to zdefiniują poród jako przedwczesny!
Czyli to wszystko oznacza, że ja już nic nie wiem :(
Nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, po prostu głupia jestem tym temacie... :(
piątek, 23 sierpnia 2013
Porównywanie brzuchów, czyli mania obserwowania :)
Chyba mam jakąś manię obserwowania cudzych brzuchów w ciąży ;)
Cały czas wyszukuję zdjęcia w internecie kobiet, które są w podobnym tygodniu co teraz ja, na ulicy też nie mogę się powstrzymać żeby się ciężarnym nie przyglądać.
A wczoraj i dziś udało mi się stać w kolejce za ciężarnymi. Wczoraj byłam z mężem na zakupach, wyczaiłam jedną ciężaróweczkę i mu mówię: "Przyjrzyj się na jej brzuch i powiedz mi czy ja taki też mam". No i został wciągnięty w porównywanie :) Ale miał łatwo, bo dziewczyna stała przede mną i stałyśmy w tej samej pozycji, więc porównać było łatwiutko. Miała większy :) Pewnie już 9 miesiąc...
Dziś w sklepie też spotkałam kobietę w ciąży, ale miałam gorzej, bo porównać musiałam sama ;)
Przysunęłam się jak najbliżej i wyciągając pieniążki z portfela spoglądałam dyskretnie (a przynajmniej wydaje mi się, że dyskretnie) na jej duży, większy ode mnie brzuch.
Czyli dobra wiadomość: kobiety mają większe brzuchy ode mnie,
i zła wiadomość: będę mieć taki duży brzuch jak te kobietki. Już teraz mój bebzol daje mi się we znaki, a co dopiero jak będzie większy...
Jednak się uspokoiłam troszkę, bo koleżanki, które mnie widzą po jakiejś przerwie (zazwyczaj te, które nigdy nie były w ciąży) pytają mnie czy dobrze mi termin wyliczyli, bo taki duży już brzuch... Jednak gdyby mnie zobaczyły w tych sklepach obok innych ciężarówek to może zmieniłyby zdanie...
Cały czas wyszukuję zdjęcia w internecie kobiet, które są w podobnym tygodniu co teraz ja, na ulicy też nie mogę się powstrzymać żeby się ciężarnym nie przyglądać.
A wczoraj i dziś udało mi się stać w kolejce za ciężarnymi. Wczoraj byłam z mężem na zakupach, wyczaiłam jedną ciężaróweczkę i mu mówię: "Przyjrzyj się na jej brzuch i powiedz mi czy ja taki też mam". No i został wciągnięty w porównywanie :) Ale miał łatwo, bo dziewczyna stała przede mną i stałyśmy w tej samej pozycji, więc porównać było łatwiutko. Miała większy :) Pewnie już 9 miesiąc...
Dziś w sklepie też spotkałam kobietę w ciąży, ale miałam gorzej, bo porównać musiałam sama ;)
Przysunęłam się jak najbliżej i wyciągając pieniążki z portfela spoglądałam dyskretnie (a przynajmniej wydaje mi się, że dyskretnie) na jej duży, większy ode mnie brzuch.
Czyli dobra wiadomość: kobiety mają większe brzuchy ode mnie,
i zła wiadomość: będę mieć taki duży brzuch jak te kobietki. Już teraz mój bebzol daje mi się we znaki, a co dopiero jak będzie większy...
Jednak się uspokoiłam troszkę, bo koleżanki, które mnie widzą po jakiejś przerwie (zazwyczaj te, które nigdy nie były w ciąży) pytają mnie czy dobrze mi termin wyliczyli, bo taki duży już brzuch... Jednak gdyby mnie zobaczyły w tych sklepach obok innych ciężarówek to może zmieniłyby zdanie...
czwartek, 22 sierpnia 2013
Trudny wybór imienia dla swojego dziecka
Niektórzy (zazwyczaj raczej niektóre, bo częściej rzecz ma się do kobiet) wiedzą jeszcze kilka lat przed narodzeniem potomka jakie będzie nosiło imię po pojawieniu się na świecie.
Ja zaczęłam głowić się nad imieniem praktycznie już po zobaczeniu na teście ciążowym dwóch kreseczek.
Nie wiem jak to się stało, ale przez prawie cztery miesiące zastanawiałam się nad imieniem dla dziewczynki (nie znając jeszcze płci). Musiałam czuć podświadomie, że to córcia, bo nad imieniem dla chłopczyka zaczęłam się zastanawiać dopiero kilka dni przed badaniem USG stwierdzających płeć. Mój mąż natomiast dopiero po nowinie czy to chłopczyk czy dziewczynka zaczął myśleć o imieniu (a raczej poważnie zaczął traktować moje propozycje, bo wcześniej było dla niego "za wcześnie").
No i zaczęło się. Zawsze najbardziej ze wszystkich imion żeńskich podobała mi się Natalia, jednak kuzynka owiała to imię bardzo złą sławą... :( Czyli Natalia odpada.
Potem przyszła mi do głowy Marysia. Moja mama tak ma na imię, a teraz wracają do łaski te starsze imiona. Podoba mi się też Zosia (jak moja ciocia). Jednak Jeśli miałabym brać pod uwagę starodawne imiona to Marysia podoba mi się najbardziej i myślę, że nadanie tego imienia swojej córci byłoby miłym ukłonek w kierunku mojej mamy, którą nad życie.
Marysia na początku spodobała się wszystkim (to znaczy mężowi i najbliższej rodzinie). Jednak kiedy zaczęłam w ten sposób zwracać się do brzucha ;) to coś mi nie spasowało i zaczęłam znów rozmyślać nad imionami dla dziewczynki.
Pojawiła się Nina. Na początku mężowi się spodobała, potem stwierdził, że "za bardzo ruskie" ;P
Swoją srogą śmieszne argumenty się przytacza podczas krytyki i odrzucaniu imienia.Ninę skrytykowały też inne osoby z mojej rodziny.
Siostra zaproponowała Dagmarę.
No cóż tutaj żadnej krytyki nie było z niczyjej strony. Imię to było raczej neutralne, nie przywoływało większych odczuć.
Jednak najbliższej rodzinie najbardziej podobała się Marysia. Tym razem ja z mężem mieliśmy "ale" do tego imienia. A to że Marysia to zbyt miękka, że może taka "ciepłe kluchy"...
Potem stwierdziliśmy, że charakter naszej córci będzie zależał od nas (od genów i od wychowania) a nie od tego jakie imię będzie nosiła. No i wróciliśmy do Marysi. Teraz cały czas jak rozmawiamy o naszym dzieciątku mówimy: Marysia.
Mimo to, że jakoś nam już to pasuje to ja ciągle mam wątpliwości. Czy jej to imię będzie się podobało, czy inne dzieci nie będą się śmiały z tego imienia, itp., itd.
Teraz kiedy pytają mnie o to czy wybrałam imię, a ja mówię że Marysia, jednym podoba się bardzo, a inni milczą (dając odczuć, że może jednak niekoniecznie).
Nie jestem zwolenniczką nowoczesnych imion tj. Nadia. Nie wspomnę o Hermionie czy Mrówce. Nie chciałabym, żeby moja dziewczynka była w klasie jedną z 10-ciu Maryś, ale nie chciałabym również, żeby miała imię oryginalne na cały powiat czy województwo ;).
I tak póki co zostaję przy Marysi, ale wątpliwości mam ciągle.
Jedna koleżanka powiedziała, że kiedy urodzę dziecko i na nie spojrzę to zobaczę czy faktycznie to imię do niej pasuje. Jednak to troszkę stresujący scenariusz. Nie mogę być pewna niczego co ma związek z porodem, chciałabym choć panować na imieniem...
A Wy co myślicie o Marysi? :)
Ja zaczęłam głowić się nad imieniem praktycznie już po zobaczeniu na teście ciążowym dwóch kreseczek.
Nie wiem jak to się stało, ale przez prawie cztery miesiące zastanawiałam się nad imieniem dla dziewczynki (nie znając jeszcze płci). Musiałam czuć podświadomie, że to córcia, bo nad imieniem dla chłopczyka zaczęłam się zastanawiać dopiero kilka dni przed badaniem USG stwierdzających płeć. Mój mąż natomiast dopiero po nowinie czy to chłopczyk czy dziewczynka zaczął myśleć o imieniu (a raczej poważnie zaczął traktować moje propozycje, bo wcześniej było dla niego "za wcześnie").
No i zaczęło się. Zawsze najbardziej ze wszystkich imion żeńskich podobała mi się Natalia, jednak kuzynka owiała to imię bardzo złą sławą... :( Czyli Natalia odpada.
Potem przyszła mi do głowy Marysia. Moja mama tak ma na imię, a teraz wracają do łaski te starsze imiona. Podoba mi się też Zosia (jak moja ciocia). Jednak Jeśli miałabym brać pod uwagę starodawne imiona to Marysia podoba mi się najbardziej i myślę, że nadanie tego imienia swojej córci byłoby miłym ukłonek w kierunku mojej mamy, którą nad życie.
Marysia na początku spodobała się wszystkim (to znaczy mężowi i najbliższej rodzinie). Jednak kiedy zaczęłam w ten sposób zwracać się do brzucha ;) to coś mi nie spasowało i zaczęłam znów rozmyślać nad imionami dla dziewczynki.
Pojawiła się Nina. Na początku mężowi się spodobała, potem stwierdził, że "za bardzo ruskie" ;P
Swoją srogą śmieszne argumenty się przytacza podczas krytyki i odrzucaniu imienia.Ninę skrytykowały też inne osoby z mojej rodziny.
Siostra zaproponowała Dagmarę.
No cóż tutaj żadnej krytyki nie było z niczyjej strony. Imię to było raczej neutralne, nie przywoływało większych odczuć.
Jednak najbliższej rodzinie najbardziej podobała się Marysia. Tym razem ja z mężem mieliśmy "ale" do tego imienia. A to że Marysia to zbyt miękka, że może taka "ciepłe kluchy"...
Potem stwierdziliśmy, że charakter naszej córci będzie zależał od nas (od genów i od wychowania) a nie od tego jakie imię będzie nosiła. No i wróciliśmy do Marysi. Teraz cały czas jak rozmawiamy o naszym dzieciątku mówimy: Marysia.
Mimo to, że jakoś nam już to pasuje to ja ciągle mam wątpliwości. Czy jej to imię będzie się podobało, czy inne dzieci nie będą się śmiały z tego imienia, itp., itd.
Teraz kiedy pytają mnie o to czy wybrałam imię, a ja mówię że Marysia, jednym podoba się bardzo, a inni milczą (dając odczuć, że może jednak niekoniecznie).
Nie jestem zwolenniczką nowoczesnych imion tj. Nadia. Nie wspomnę o Hermionie czy Mrówce. Nie chciałabym, żeby moja dziewczynka była w klasie jedną z 10-ciu Maryś, ale nie chciałabym również, żeby miała imię oryginalne na cały powiat czy województwo ;).
I tak póki co zostaję przy Marysi, ale wątpliwości mam ciągle.
Jedna koleżanka powiedziała, że kiedy urodzę dziecko i na nie spojrzę to zobaczę czy faktycznie to imię do niej pasuje. Jednak to troszkę stresujący scenariusz. Nie mogę być pewna niczego co ma związek z porodem, chciałabym choć panować na imieniem...
A Wy co myślicie o Marysi? :)
środa, 21 sierpnia 2013
Ratunek na rozstępy
Podobno posiadanie rozstepów to kwestia genów. Jedne kobiety są bardziej na nie podatne inne mniej. Jedne mają z nimi do czynienia stosunkowo wcześnie inne doświadczają czym są dopiero podczas ciąży. Ja jestem z tych drugich.
Nie wiedziałam co to są rozstępy do 3 czy 4 miesiąca ciąży. Wtedy moje piersi bardzo urosły i wokół brodawek pojawiły się jak pajęcza sieć czerwone rozstępy :(
Narazie na brzuchu nic nie ma, ale jeszcze nie ma co się cieszyć za wczasu.
Postanowiłam spróbować czegoś konkretnie na rozstępy, nie tylko nawilżać skórę. W internecie dobre recenzje zbiera produkt Bio Oil. Stwierdziłam, że spróbuję. Kupiłam w aptece jedną buteleczkę 60 ml za niecałe 30 zł. Cena nie jest bardzo drastyczna, dlatego między innymi się na ten produkt skusiłam. Jedna buteleczka starczyła mi na miesiąc. Na początku wmasowywałam olejek w skóre na piersiach i brzuchu 2 razy dziennie, potem raz. Po tygodniu można było zauważyć, że rozstępy zbladły, choć ja u siebie zauważam jak prawie że znikają. Narazie nie chcę chwalić zanadto Bio Oil'a, ponieważ rostępy jeszcze są widoczne, ale zamierzam kupić kolejną buteleczkę i zobaczyć co się będzie działo.
Korci mnie sprawdzić krem na rozstępy z Ziaji. Wiem, że jest dobry, bo pomógł mojej koleżance i nie drogi, ale jak widziałam jej rozstępy to faktycznie po tym z Ziaji są bladziutkie prawie nie widoczne, ale wyczuwalne. A po Bio Oil'u wydaje mi się, że właśnie moje rozstępy po miesiącu stosowania stały się mniej wyczuwalne.
Jeśli chodzi o konsystencję no to jest to olejek, więc dłużej się wchłania niż krem czy balsam, ale o wiele szybciej niż oliwka. Ja smarowałam się wcześniej oliwką w żelu i bardzo mi to nie odpowiadało, bo nie lubię być taka "upaćkana" i klejąca. A ten olejek mi przypasował.
Póki co idę po kolejna buteleczkę. Nie mówię, że gorąco polecam, bo jeszcze o efekcie końcowym raczej mówić nie można, ale na pewno wrócę do tego tematu na blogu.
Nie wiedziałam co to są rozstępy do 3 czy 4 miesiąca ciąży. Wtedy moje piersi bardzo urosły i wokół brodawek pojawiły się jak pajęcza sieć czerwone rozstępy :(
Narazie na brzuchu nic nie ma, ale jeszcze nie ma co się cieszyć za wczasu.
Postanowiłam spróbować czegoś konkretnie na rozstępy, nie tylko nawilżać skórę. W internecie dobre recenzje zbiera produkt Bio Oil. Stwierdziłam, że spróbuję. Kupiłam w aptece jedną buteleczkę 60 ml za niecałe 30 zł. Cena nie jest bardzo drastyczna, dlatego między innymi się na ten produkt skusiłam. Jedna buteleczka starczyła mi na miesiąc. Na początku wmasowywałam olejek w skóre na piersiach i brzuchu 2 razy dziennie, potem raz. Po tygodniu można było zauważyć, że rozstępy zbladły, choć ja u siebie zauważam jak prawie że znikają. Narazie nie chcę chwalić zanadto Bio Oil'a, ponieważ rostępy jeszcze są widoczne, ale zamierzam kupić kolejną buteleczkę i zobaczyć co się będzie działo.
Korci mnie sprawdzić krem na rozstępy z Ziaji. Wiem, że jest dobry, bo pomógł mojej koleżance i nie drogi, ale jak widziałam jej rozstępy to faktycznie po tym z Ziaji są bladziutkie prawie nie widoczne, ale wyczuwalne. A po Bio Oil'u wydaje mi się, że właśnie moje rozstępy po miesiącu stosowania stały się mniej wyczuwalne.
Jeśli chodzi o konsystencję no to jest to olejek, więc dłużej się wchłania niż krem czy balsam, ale o wiele szybciej niż oliwka. Ja smarowałam się wcześniej oliwką w żelu i bardzo mi to nie odpowiadało, bo nie lubię być taka "upaćkana" i klejąca. A ten olejek mi przypasował.
Póki co idę po kolejna buteleczkę. Nie mówię, że gorąco polecam, bo jeszcze o efekcie końcowym raczej mówić nie można, ale na pewno wrócę do tego tematu na blogu.
wtorek, 20 sierpnia 2013
Kobieta w ciąży a pasy bezpieczeństwa
Jako kierowca zastanawiałam się długo, czy jeśli teraz w 7 miesiącu ciąży zatrzymałaby mnie policja, a ja nie miałabym zapiętych pasów to czy mi też należałby się mandat. Poszperałam troszkę w necie i znalazłam odpowiedź na moje pytanie.
Ustawa z dnia 20 czerwca 1997 r. Prawo o ruchu drogowym:
No to fajnie, bo kiedy jeżdżę po bliskich okolicach to pasów nie zapinam. Jednak wiele osób wypowiada się, że kobieta w ciąży, choć nie musi, powinna z pasów korzystać.
W sumie to sama już nie wiem. Kiedy jadę w dalszą trasę to pasy zapinam. Póki co nic mnie nie uciska, ale nie wiem jak będzie, kiedy brzuch jeszcze urośnie...
Zresztą nie wiem do kiedy będę mieścić się za kierownicą. Tak czy owak jest to naprawdę dylemat dla kobiety w ciąży... Przynajmniej dla mnie.
Zapinać czy nie zapinać...?
Ustawa z dnia 20 czerwca 1997 r. Prawo o ruchu drogowym:
Art. 39. 1. Kierujący pojazdem samochodowym oraz osoba przewożona takim pojazdem wyposażonym w pasy
bezpieczeństwa są obowiązani korzystać z tych pasów podczas jazdy, z zastrzeżeniem ust. 3.
2. Obowiązek korzystania z pasów bezpieczeństwa nie dotyczy:
1) osoby mającej orzeczenie lekarskie o przeciwwskazaniu do używania pasów;
2) kobiety o widocznej ciąży;
4) instruktora lub egzaminatora podczas szkolenia lub egzaminowania;
5) policjanta, funkcjonariusza Agencji
Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Służby Wywiadu Wojskowego,
Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Straży Granicznej, Inspektora Kontroli Skarbowej, funkcjonariusza
celnego i Służby Więziennej, żołnierza Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej — podczas przewożenia osoby
(osób) zatrzymanej;
6) funkcjonariusza Biura Ochrony Rządu podczas wykonywania czynności służbowych;
7) zespołu medycznego w czasie udzielania pomocy medycznej;
8) konwojenta podczas przewożenia wartości pieniężnych;
9) osoby chorej lub niepełnosprawnej przewożonej na noszach lub w wózku inwalidzkim.
No to fajnie, bo kiedy jeżdżę po bliskich okolicach to pasów nie zapinam. Jednak wiele osób wypowiada się, że kobieta w ciąży, choć nie musi, powinna z pasów korzystać.
W sumie to sama już nie wiem. Kiedy jadę w dalszą trasę to pasy zapinam. Póki co nic mnie nie uciska, ale nie wiem jak będzie, kiedy brzuch jeszcze urośnie...
Zresztą nie wiem do kiedy będę mieścić się za kierownicą. Tak czy owak jest to naprawdę dylemat dla kobiety w ciąży... Przynajmniej dla mnie.
Zapinać czy nie zapinać...?
sobota, 17 sierpnia 2013
Nie było mnie dawno, a brzuszek rośnie... :)
Wiele się wydarzyło w moim życiu osobistym przez ostatnie dwa miesiące, dlatego nie pisałam tyle czasu... Choć nie wiem czy ktoś tu w ogóle zagląda...
Tak czy siak właśnie zaczyna się 27 tydzień ciąży.
7 miesiąc i III trymestr!
Do godziny "0" coraz bliżej, dlatego lęk przed porodem także większy.
Brzuch jest już spory i utrudnia co nie co ;)
Po ostatnim USG dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli córeczkę :) Najprawdopodobniej Marysię.
Wszystko było w porządku.
We wtorek wizyta u lekarza. Troszkę się lękam, ponieważ ostatnio jak byłam to okazało się, że miałam twardą macicę i skracała mi się szyjka. Lekarz położył mnie do szpitala na badania. To był mój pierwszy pobyt w szpitalu w życiu. Ogólnie nie było źle. Podłączyli mnie pod magnez, porobili badania i po trzech dniach wypuścili.
Zobaczymy co powie teraz mój gin...
Tak czy siak właśnie zaczyna się 27 tydzień ciąży.
7 miesiąc i III trymestr!
Do godziny "0" coraz bliżej, dlatego lęk przed porodem także większy.
Brzuch jest już spory i utrudnia co nie co ;)
Po ostatnim USG dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli córeczkę :) Najprawdopodobniej Marysię.
Wszystko było w porządku.
We wtorek wizyta u lekarza. Troszkę się lękam, ponieważ ostatnio jak byłam to okazało się, że miałam twardą macicę i skracała mi się szyjka. Lekarz położył mnie do szpitala na badania. To był mój pierwszy pobyt w szpitalu w życiu. Ogólnie nie było źle. Podłączyli mnie pod magnez, porobili badania i po trzech dniach wypuścili.
Zobaczymy co powie teraz mój gin...
Subskrybuj:
Posty (Atom)