W mieście, w którym mieszkam każda kobieta w ciąży decydująca się rodzić tutaj ma problemy z ciążą. Jak to możliwe?...
Szpital ma długi (zresztą, który nie ma), aby oddział ginekologiczno-położniczy mógł dostać pieniążki z nfz to pacjentki kładzie się tutaj do szpitala na 3 doby. Dlatego każda kobieta od swojego lekarza prowadzącego prędzej czy później dostaje skierowanie do szpitala. Jeśli wszystko jest w porządku z tobą i dzieckiem mówią tak: "Położy się pani na 2 dni, porobimy badania, będziemy pewniejsi".
Jednak po takich słowach pacjentka nie zawsze bez żadnego "ale" zgodziłaby się kłaść do szpitala. Dlatego zawsze muszą postraszyć i wymyślają co może pacjentce dolegać.
Mój pierwszy pobyt w szpitalu (w ogóle w życiu pierwszy pobyt) nastąpił, gdy byłam w 23 tyg. ciąży. Po badaniu lekarz stwierdził, że: "Szyjka się za szybko skraca i macica jest twarda. Położy się pani, porobimy badania, zobaczymy co i jak".
Położyłam się.
Leczenie:
- magnez dożylnie
- no-spa
- ascofer
- asmag
- folik
- nystatyna.
Dwie dziewczyny leżące obok (jedna w 30 tc, druga w 34) także miały diagnozę "krótka szyjka, twarda macica".
Będąc w ciąży po raz pierwszy nie trudno zasiać we mnie lęk. Wtedy lekarz jednak nie wystraszył mnie tak bardzo tym, że z Marysią coś nie tak, tylko tym, że kazał mi iść do szpitala, a ja nigdy nie byłam i bardzo się tego obawiałam.
Teraz natomiast naprawdę mnie wystraszył. Pierwsze słowa po badaniu to były: "oddział" i że dziecko "się pcha".
Najgorsze jest to, że kobieta nigdy nie ma pewności, czy faktycznie jest aż tak źle czy chodzi im tylko o pieniądze z nfz.
To mnie denerwuje najbardziej. Zresztą ze szpitala i tak wyszłam pełna obaw. Nikt mi nie powiedział co mam robić, żeby ta szyjka się nie skracała dalej. Nikt nie poinformował co zakazane a co wskazane.
Nie wiem czy mogę chodzić na dłuższe spacery do lasu. Boję się codziennie, że dziecko coraz bardziej się "pcha". Niepoi mnie każdy ruch, który wyczuwam w najniższej części brzucha. Lękam się, kiedy brzuch ciągnie do dołu. Nie wiem czy takie poczucie w brzuchu jak miałam kiedyś przy zbliżającym się okresie to jest ok, czy już znak, że coś nie tak.
Ale powiem Wam, że właśnie najgorsze jest to, że ich nie interesuje zbytnio wszystko to co mnie martwi i jak tak naprawdę się czuję. Ich interesuje tylko to, że mają pacjentkę na 3 doby i zwrot kasy.
Nie interesuje ich to, że źle czułam się w szpitalu, że płakałam kiedy zostałam sama na sali, że płakałam jak wychodził ode mnie mąż, że czułam się zajebiście samotna i przerażona.
Choć teraz myślę sobie, że za bardzo marudzę, że były dziewczyny z poważniejszymi problemami jak poronienie i że może nie mam prawa tak egoistycznie podchodzić do sprawy. Nie byłam tam jedyną pacjentką. Jednak mógł mnie ktoś choć cokolwiek uświadomić w całej tej sytuacji.
Dziwi mnie, że nikt "z góry" się nie zainteresuje tymi pobytami kobiet w ciąży. Czy naprawdę tamtych w nfz nie zastanawia fakt, że każda kobieta, która rodzi w tym mieście i która ma stąd lekarza prowadzącego leży dwa lub trzy razy w szpitalu i to przed porodem???
Czyżby uwarunkowanie geograficzne sprawiało, że 100% ciężarnych ma problemy z donoszeniem ciąży?
Wiecie jakie mam rozpoznanie wpisane w karcie informacyjnej leczenia szpitalnego? "Poród przedwczesny". Zresztą w obu kartach mam tak wpisane. Inne dziewczyny tak samo.
Czy to normalne?
No nic. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko czerpać wiedzę na temat skracającej się szyjki z internetu.
Przy okazji mam pytanie do Was. Jak odczuwałyście skurcze? Bolało jak na okres? Jak podczas okresu? To było kłucie, rozdzieranie? Wiem, że trudno jest je opisać, ale może cokolwiek przybliżyłybyście mi ten temat... Z góry dziękuję :*
Nie wiem jak daleko masz do innego miasta ale może znalazłabyś jakiegoś specjalistę i poradziła się innych lekarzy? Ja bym tak zrobiła. Twój spokój jest bardzo ważny.
OdpowiedzUsuńWow, nie rozumiem lekarzy w Twoim mieście. U mnie nie było tak tragicznie. Nikt mnie nie zmuszał do pójścia do szpitala przed porodem i na oddziele leżały tylko te kobietki w ciąży, które na prawdę wymagały opieki medycznej (bądź te, które zmusiły swojego lekarza prowadzącego, jak mama mojego D.).
OdpowiedzUsuńCo do skurczy... Początkowo czułam je tak, jakbym miała mieć lada dzień okres. Potem ból się zwiększył i to było tak, jakby ktoś mnie ściskał ogromnym, żelaznym łańcuchem. Ale na początku jest nie groźnie ;)
u nas bylo podobnie ...
OdpowiedzUsuńJestem przerażona, zdziwiona, załamana też. Przerażające. Nie możesz iść do kogoś prywatnie ? Chociaż na jedną wizytę aby Cię uspokoił ? :(
OdpowiedzUsuńCo do skurczy, pamiętaj że teraz będziesz miała przepowiadające, macica musi się przygotować. Tak to jest ból jak na okres. Tych właściwych, często krzyżowych nie da się przegapić. Za każdym razem możesz brać nospę. Jeżeli przejdzie to nie rodzisz, jak nie przejdzie to szybko do szpitala.
Co do skurczy... Nie odpowiem, okazało się, że nie miałam. No mniejsza. Ale co do traktowania przez lekarzy, a raczej jeśli chodzi o brak informacji z ich strony - norma.
OdpowiedzUsuńAle cwaniaki, kombinują jak mogą. I wiem, że to Cię w ogóle nie uspokoi, ale gdyby to nie był chory kraj i szpitale nie były zadłużone, to pewnie by nie było takich "akcji". Pewnie sam z siebie nikt się nie zainteresuje bo ci u góry wolą przymykać oko i udawać, że nic się nie dzieje, a może nawet przyklaskują, że lekarze tacy obrotni... Wiem, że nóż się w kieszeni otwiera, bo człowiek to wszystkie wie, widzi a tak naprawdę no co może zrobić?? Gdybyś chciała im coś udowodnić to musiałabyś w dniu skierowani do szpitala pójść do innego lekarza, nie związanego ze szpitalem, i może do jeszcze jednego... Tylko, która przyszła mama ma zdrowie i siły, żeby się potem z nimi szarpać i coś udowadniać. Nie mniej jednak to wszystko jest karygodne.
OdpowiedzUsuńA skurcze? Najpierw powinny być te przepowiadające, ale z Elizą na przykład ich w ogóle nie miałam, albo nie czułam. Będzie Ci twardniał brzuszek, poczujesz to na pewno. A uczucie to faktycznie, jakbyś miała okres dostać. A krzyżowe-to będzie na wiedziała, że to TE! I na początku to nawet nie chodzi o siłę bólu, tylko o to, że poczujesz, że to są bóle krzyżowe.
Nie wiem czy znasz taki blog:
http://www.blog.przedporodem.pl/
w ciąży z Lilą przeczytałam go od deski do deski :)
Trzymaj się Kochana! Dasz radę!
Zgadzam się z tym co piszesz w 100%... Zresztą teraz, kiedy odbyłam już dwa "obowiązkowe" pobyty w szpitalu to powinno być z górki, chociaż z tymi lekarzami... :/
UsuńMatko, ja po prostu chciałabym szczęśliwie urodzić zdrową Marysię.